26 marca 2011

KB RPG #20 - Mistrzu, rusz tyłek!

Trwa sesja. Gracze siedzą na kanapie, wszyscy razem, blisko siebie. Mogą ze sobą cicho rozmawiać, spojrzeć sobie w oczy, zobaczyć mimikę twarzy, sprzedać kuksańca. MG siedzi naprzeciwko, oddzielony od nich stołem, ekranem MG, notatkami, kośćmi, a współcześnie także laptopem. Siedzi w półmroku, nie widać go, ma być tylko tłem. Jego opis ma być niczym głos narratora książki, opisującego barwne światy i zaludniające je postacie. Na zmianę gada i słucha deklaracji. Ot, stereotypowa sesja RPG, pierwsze skojarzenie.

Dla kontrastu druga wizja.

Rozpoczyna się walka. Wyimaginowany topór w rękach MG zamienia się w śmiertelną broń, gdy wymachuje nim, celując prosto w głowę gracza. Ten odskakuje, na jego miejsce pojawia się inny, tnąc z ukosa mieczem. MG uchyla się, doskakuje do pierwszego, wyprowadza zdradzieckie pchnięcie. W międzyczasie w powietrze lecą krzykliwe, gwałtowne, chaotyczne deklaracje. W walce nie ma czasu na myślenie, snucie taktyki, dogadywanie się ze współgraczami. Jest znajomość własnych czarów, ataków, umiejętności, a także szybkie decyzje. By skrócić opisy, na które nie ma ani chwili, część rzeczy wszyscy muszą po prostu pokazywać. "Ripostuję" brzmi krótko i treściwie, ale kierunek cięcia pokazuje już układ ramion, nie słowa. Tempo rośnie!

Walka się kończy, gracze przygwoździli ostatniego z napastników do ziemi. MG leży, wiedźmin i krasnolud przytrzymują go i przesłuchują. Patrzą mu prosto w oczy, deklarują próby zastraszenia i niemal krzyczą, próbując wydusić, kto najął tego zbira.

Mija kilka godzin sesji, postacie toczą rozmowę z wiedźmą. Ta krąży wokół nich jak sęp. Oczywiście to Mistrz Gry łazi dookoła, czasem zbliża się do jakiegoś gracza, by krzyknąć mu coś głośno do ucha i przestraszyć, czasem oddali się i zamrze w bezruchu, by zaraz potem łupnąć czymś głośnym...

Dawniej prowadziłem statycznie. Siedziałem, mówiłem, względnie gestykulowałem, siłą rzeczy wyrażałem coś własną mimiką. Jednak dominującym medium był głos. Jeden z graczy bez przerwy mi to wypominał, a ja mitygowałem go, tłumacząc, że to nie jest najważniejsze. Po latach śmieję się sam z siebie. Dziś niemal na każdej sesji poruszam się. Zwracam głowę tam, gdzie BeeN, atakuję z tej strony, z której skacze potwór, odgrywam zbira przygwożdżonego do ziemi, gdy gracz mnie niemal unieruchamia.

Rzecz jasna nie ma w tym agresji - nikt nikogo nie uderza po to, by bolało. Nie ma aktorskiego profesjonalizmu - każdemu z nas zdarza się zaśmiać przy próbie bycia groźnym. W końcu patrzymy w twarz kumpla i grożenie mu jest groteskowe. Nie ma też kiczu - wczuwanie się w postać przeciwnej płci musi być bardziej opisywane, niż odgrywane, bo trudno to robić bez narażania się na śmieszność.

I to naprawdę działa! Nie gramy w LARPa, wciąż większość naszej gry to deklaracje i opisy. Jednak te chwile, gdy wszyscy podekscytowani wstają, krzyczą i biegają dookoła są niezwykłe i pozostają w pamięci. ;] Nie jako zabawne scenki, w których Tomek, Ola i Artur śmiesznie wywijali kulasami, lecz jako żywe sceny z filmu HD, w których o życie walczyli Haxo, Argent i Faervin.

Nie jest to notka reklamujące grę narracyjną, choć jak zapewne już dawno zauważyłeś/-aś, nie ma tutaj czasu na turlanie. Nie to jest jednak istotne. Dla chcącego nic trudnego i zawsze jakiś rzut wciśnie. I ja turlam kośćmi na sesji, choć zdecydowanie poza walką. Niemniej jednak bardziej aktywne, iście aktorskie zaangażowanie w postać (czy to gracza, czy BeeNa) dodaje sesji pazura. Emocjonuje tak samo jak ryzykowny rzut w odpowiednim momencie.

Ma to swoje wady, nie przeczę. W walce, gdy ponoszą emocje, czasem trzeba trochę zahamować zapędy gracza, opisać mu dokładniej sytuację i to, że nie jest w stanie zadać tylu ciosów w tak krótkim czasie. ;] Zdarza się, że trzeba sprostować drobne nieporozumienie. Nawet poza starciem mus od czasu do czasu coś dookreślić, doprecyzować.

Mimo to warto spróbować. Zagrać jak aktor w filmie, by przeżyć tę sesję jeszcze głębiej, wspominać ją wyraźniej. Polecam gorąco!

PS. Debiutancka publikacja w Karnawale Blogowym RPG powstała za sprawą Darcane'a i prowadzonej przez niego edycji o tematyce "Mistrz Gry".

8 komentarzy:

  1. Łał. Naprawdę, łał. Nie sądziłem, że ludzie tak grają, że tak prowadzą. Jestem pod wrażeniem. Na moich sesjach jest oczywiście gestykulacja i mimika. Modulowanie, granie głosem. Jako MG zdarzy mi się pokazać kierunek cięcia, wylatujące flaki, wybuch. Podajemy sobie ręce, gdy BG wita się z BNem, podaję im niewidzialny przedmiot, gdy dostają list. Ale żeby wstawać, chodzić... biegać na sesji? Niesłychane.

    Tak jak to opisujesz, wygląda to szalenie ciekawie. Gracze wczuwają się w postacie, takie sesje zapadają w pamięć i cieszą. Myślę, że rezygnowanie z mechaniki jakoś szczególnie nie przeszkadza (jeszcze zależy, w co gracie). Mam jednak wrażenie, że ma to pewne poważne mankamenty.

    Wydaje mi się, że nie każdy chciałby takiej zabawy i niektórzy gracze mogliby być w szoku, dołączając do Waszej grupy. Nie wszyscy są tak otwarci i komunikatywni. Nie wszyscy lubią fizyczny kontakt lub nawet żywszą gestykulacji. Niektórzy mogą być zwyczajnie nieśmiali. Co więcej, są ludzie nastawieni na narrację, opis świata...

    Mnie na przykład walka tak nie emocjonuje. Gdy siedzę po drugiej stronie, jak MG - tak. Fascynuje mnie, jak gracze poradzą sobie z wyzwaniem, czy im się uda, jakie będą rzuty, czy dopisze szczęście i sprawdzi się (czasem planowana wspólnie - patrz moja notka o MG jako Graczu) taktyka. Od strony Gracza dużo bardziej emocjonuje mnie rozwijanie mojej postaci i jej odgrywanie, niż zabawa walką.

    Mam wrażenie, że czułbym się głupio. Jestem otwarty, byłem na LARPach i potrafię się chyba tak bawić (ale aktor ze mnie średni), ale na sesji czułbym się trochę przymuszony, wbrew swojej woli, do takiej gry.

    I jeszcze można napój rozlać ;)

    Pozdrawiam i dzięki za wpis do Karnawału!
    Mateusz

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, ci mniej chętni do ruchu gracze grają czarodziejami albo walczą na dystans. ;) Nie pamiętam, jak wyglądają początki z nową ekipą (nie zmieniałem graczy od 2008 roku), ale paradoksalnie najwięcej ruchu mam z grupą, z którą gram najkrócej. :p Myślę, że to kwestia wyczucia, jak wszystko w RPG. Przy nowych graczach sam pewnie czułbym się nieco skrępowany, jednak już po kilku sesjach wszystko byłoby w normie. Po prostu tak prowadzę i gracze dość szybko potrafią się "przełączyć". Ludzie to elastyczny gatunek. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też prawda. Myślę, że grając u Ciebie przełączyłbym się równie szybko. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czerwona vel Ola vel Mały kwiatuszek vel Argent Perigord27 marca, 2011 23:46

    Z perspektywy gracza biorącego udział w takiej sesji... ;)

    Mi osobiście szalenie się to podoba. Jest żywiej, można się lepiej wczuć, poszaleć aktorsko i obudzić ruszając podczas walki :P Zasadniczo ciężko mi wyobrazić sobie stricte turlaną sesję, byłaby "bezduszna". Grałam z kilkoma ekipami, ale chyba styl prowadzenia Matta najbardziej mi pasuje.

    Zgadzam się też, że odgrywanie niektórych postaci np. dzieci albo płci przeciwnej wymaga innych środków, bo staje się kiczowate. Kiedyś Tuk albo Dracan udawał dziewczynkę. Masakra.

    A i miło być wspomnianym w nowej notce ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. @Matt, Mały kwiatuszek: W co gracie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli liczyć tylko to, co ja im prowadzę, to wyłącznie w Wiedźmina: Grę Wyobraźni. Jedna kampania toczy się od kwietnia 2008 r.

    OdpowiedzUsuń
  7. Właściwie to kiedyś narzekaliśmy, że mogłaby się już skończyć, ale z drugiej strony jest bardziej realistyczna.
    W jakim sensie?
    Kiedy pod wpływem jakiegoś zdarzenia twoja postać zaczyna się zmieniać, łatwiej można pokazać ten proces, bo jest więcej czasu. Też nie leci się questy po łebkach, tylko można wczuć się w tą postać, zaprzyjaźnić się z nią. W innych kampaniach jest to po prostu jakaś wojowniczka, po prostu jakaś pani prawnik, po prostu jakiś wampir, a tu zdążyłam "poznać" Argent lepiej, mam czas przemyśleć czego się boi, na czym jej zależy, co ją złości, o czym marzy, jakie demony przeszłości się za nią ciągną, nawet jak się zachowuje na kacu ;) Całość jest bardziej w głąb postaci, a nie w ilość trupów (choć też zależy... ). Zupełnie inna frajda z takiego grania.

    OdpowiedzUsuń
  8. Brzmi bardzo interesująco. Moi gracze nie przepadają za innowacjami, ale i tak zamierzam spróbować, chociaż na początek pewnie w raczej wąskim zakresie. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.